Echo Maryi Królowej Pokoju
Strona Główna » Menu » Menu Górne » Strona Główna » Orędzie z 25.05.2022 + wywiad z Marią

Orędzie z 25.05.2022 + wywiad z Marią

 Dl„Drogie dzieci! Patrzę na was i dziękuję Bogu za każdego z was, bo On mi pozwala, abym jeszcze była z wami, by was wzywać do świętości. Kochane dzieci, pokój został naruszony a szatan chce niepokoju. Dlatego niech wasza modlitwa będzie jeszcze mocniejsza, aby zamilkł każdy nieczysty duch podziału i wojny. Bądźcie budowniczymi pokoju i nieście radość Zmartwychwstałego w was i wokół was, aby dobro zwyciężyło w każdym człowieku. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie”.

 

Ojciec Livio: Mario, czy Matka Boża była dziś równie zatroskana jak ostatnio?

Marija: Matka Boża była spokojniejsza, a nawet sprawiała wrażenie zadowolonej. Kiedy powiedziała: Patrzę na was i dziękuję Bogu za każdego z was, otworzyło się moje serce, a przy tych słowach: On mi pozwala, abym jeszcze była z wami, by was wzywać do świętości, czułam, że spojrzenie Matki Bożej jest pełne nadziei, że Ona chce nam powiedzieć, jak bardzo na nas liczy. Była niemal radosna. W tym orędziu jest i radość i powaga. Matka Boża dotknęła kilku różnych punktów, wspomniała także o tym, że powinniśmy sprawić, aby zamilkł każdy nieczysty duch podziału i wojny. Wspomniała o nas wszystkich, dziękowała Bogu, że pozwala Jej być z nami, dodała nam otuchy. To orędzie jest bardzo zobowiązujące, lecz jednocześnie przepełnione nadzieją, zapewnia nas po raz kolejny, że Matka Boża jest z nami.

O.L.: Już po raz kolejny Maryja mówi: Patrzę na was. Kiedy wypowiada te słowa, na co patrzy? Na Ciebie? Na inne osoby? Patrzy przed siebie?  

M.: Patrzy na nas. Na mnie, na wszystkich którzy byli w kaplicy. Na wszystkich, którzy tu są. Na szczęście pielgrzymi wracają do Medziugorja. Są coraz liczniejsi. Bogu dzięki, zaczynają przyjeżdżać pierwsze autobusy, całe grupy.

O.L.: Matka Boża mówiła wiele razy, że Jej obecność wynika z Bożego przyzwolenia. Często dziękowała Bogu za to, że nadal pozwala Jej do nas przychodzić. Twoim zdaniem, czy długo jeszcze potrwa Jej obecność?

M.: Mam nadzieję, że jeszcze z tysiąc lat, bo jesteśmy dumni z tego, że możemy być Jej dziećmi, słuchać Jej orędzi i realizować je w praktyce, podążając drogą świętości. Osoba, która słucha Matki Bożej staje się radosna, pełna miłości, kocha życie na ziemi, ale tęskni za Niebem. Widzę to po ludziach, którzy przyjeżdżają do Medziugorja. Są wśród nich także ludzie zagubieni, którzy stopniowo odzyskują równowagę. Ale przede wszystkim najpiękniejsze jest to, że czujemy się dziećmi Bożymi, dziećmi Maryi. Także dziś wieczorem, kiedy śpiewaliśmy ostatnią dziesiątkę różańca, czuliśmy w sercu radość i wdzięczność.

Jeżeli są ludzie, którzy nie mają radości serca, cierpią na depresję – to dlatego, że nie czują się dziećmi Matki Bożej. Maryja daje nam pokój i nadzieję nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Ona nie zna strachu, nawet w obliczu wojen, pandemii, czy innych spraw, którymi żył cały świat. Nigdy nie przywiązywała wagi do pandemii, zawsze powtarzała, byśmy powrócili do Boga, byśmy powrócili do modlitwy, byśmy zdecydowali się na świętość. Matka Boża mierzy bardzo wysoko. Na pewno jest tak, jak Ona mówi: pokój został naruszony a szatan chce niepokoju. A Maryja wzywa nas, byśmy byli Jej wyciągniętymi ramionami w tym niespokojnym świecie.

Takimi powinniśmy być: przez nasze życie, nasze słowa i świadectwo. A przede wszystko przez to, kim jesteśmy – a co jest bardzo piękne: nie mamy nic wspólnego ze złem, nie mamy nic wspólnego z szatanem, tylko chcemy być nosicielami pokoju i radości Chrystusa Zmartwychwstałego, chcemy, aby Duch Święty nas kształtował, aby dawał nam natchnienie do dawania świadectwa wobec innych, zwłaszcza wobec tych, którzy są daleko od Boga, aby dobro zwyciężyło w każdym człowieku. To znaczy, nie tylko w tych, którzy wierzą, którzy wybrali drogę świętości – ale w każdym człowieku. Każdy człowiek potrzebuje naszego świadectwa, przede wszystkim ci, którzy oddalili się od Boga, którzy nie poznali Jego miłości.

O.L.: Zauważyłam, że w ostatnich orędziach Matka Boża mierzy bardzo wysoko, ponieważ wzywa nas do świętości. Czy mogłabyś wyjaśnić, zwykłym ludziom, pielgrzymom, którzy są w różnym wieku, są młodymi ludźmi, matkami, ojcami – na czym polega ta droga świętości? Czy to coś bardzo trudnego, czy rzecz dostępna dla każdego, także dla prostych ludzi?

M.: Kilka dni temu, dając świadectwo wobec grupy, która zjawiła się bez zapowiedzi, zupełnie spontanicznie, na koniec usłyszałam od nich: „Czuliśmy, że mówiłaś prosto z serca”. Powiedziałam im wtedy, że od samego początku słyszeliśmy, że to część Bożego planu, że Matka Boża wybrała to miejsce za Bożym przyzwoleniem. Ona sama tak powiedziała, gdy Ją o to zapytaliśmy. Co mnie uderzyło, to fakt, że Matka Boża wybrała parafię Medziugorje, a nie tylko sześcioro dzieci, żeby świat ich odizolował i wytykał palcem jako fanatyków. Umieściła nas w środku naszej parafii, w naszych rodzinach, zaczęła przekazywać orędzia skierowane do parafii Medziugorje, żebyśmy nie byli sami, żebyśmy nie byli odosobnieni, żebyśmy nie zostali odsunięci na bok.

Matka Boża uczyniła coś, za co dzisiaj dziękuję Bogu. Poruszyła serca bardzo wielu osób z tej parafii, a przez tę parafię dotarła do młodzieży, do naszego rodzeństwa, do naszych przyjaciół i znajomych, do kolegów ze szkolnej ławy. Właśnie dzięki koleżankom i kolegom, którzy nie patrzyli na mnie jak na „widzącą”, tylko jak na osobę, przekazującą słowa, którymi wszyscy powinniśmy żyć. To była dla nas łaska szczególna, bo dzięki temu Matka Boża nie pozwoliła, żebyśmy byli odizolowani, lecz uczyniła nas członkami grupy modlitewnej, włączonej do parafii. Stanowiliśmy grupę rodzin, byliśmy razem, dorastaliśmy razem, od dzieciństwa.

Potem, kiedy przyjęliśmy orędzia Matki Bożej, nasze życie nabrało głębi. A dzisiaj, kiedy jestem kobietą, która już ma swoje lata, kiedy sięgam myślami wstecz, dziękuję Bogu, za ten wielki dar, za to, że Bóg nie zostawił nas samych. Otrzymaliśmy tę szczególną łaskę, że widzieliśmy Matkę Bożą. Zaczęliśmy żyć orędziami Matki Bożej, i to nie tylko w 100%, ale tysiąckrotnie, zaczęliśmy – w głębi serca – zmieniać nasze życie. Nasze życie nie było takie, jak teraz, kiedy wykorzystujemy każdą okazję do dawania świadectwa… Pamiętam jak kiedyś, kiedy czereśnie były już dojrzałe, siedziałam na drzewie i zajadałam się tymi owocami. Przechodziła jakaś grupa i zapytała mnie, gdzie mieszkają Widzący. Zorientowałam się, że mnie nie rozpoznali i powiedziałam, żeby szli prosto, a potem w prawo, z myślą o domu Ivana i Jakova. Owszem, wskazałam im, gdzie są domy Widzących,  pokierowałam ich do Ivana i Jakova, a sama zostałam na drzewie i dalej zajadałam się czereśniami.

Natomiast dzisiaj już bym tak nie postąpiła, ponieważ czuję odpowiedzialność, która na mnie spoczywa i zdaję sobie sprawę, jak ogromna jest łaska, która została mi dana. Czuję także potrzebę dawania świadectwa. Kiedy ktoś pyta o Widzących, nie ukrywam, że to ja. Stajemy na pierwszej linii. Na początku to przychodziło z większym trudem. Być może dlatego, że przepadam za czereśniami, wysłałam tych ludzi do domu Ivana i Jakova. A teraz jest inaczej. Czujemy się odpowiedzialni i mamy potrzebę dawania świadectwa. Także dlatego, że widzimy jak upływają lata, że czas jest krótki, że mamy go coraz mniej, że powinniśmy coraz bardziej się starać i czynić coraz więcej.

 

O.L.: Zawsze o tym mówiłem i pisałem – ponieważ zostało to bardzo jasno powiedziane w orędziach z pierwszych lat – że Matka Boża wybrała także parafię. Wszystkim pokierowała, wszystko zorganizowała – tak, aby ta parafia była wzorem dla wszystkich parafii na całym świecie. To coś zupełnie wyjątkowego: wybrała Widzących i całą parafię.

M.: To prawda… Teraz również, powstały grupy modlitewne. Dzisiaj – przez całą noc – jak zawsze 25. dnia każdego miesiąca – będzie całonocna adoracja Najświętszego Sakramentu. W ten sposób dziękujemy Matce Bożej za wszystko, co raczyła nam dać. Kościół jest otwarty przez całą noc, można przyjść o pierwszej czy o trzeciej w nocy, czy o czwartej nad ranem – i zawsze są ludzie, nieustannie przychodzą, aby się modlić w ciszy, aby dziękować. Te drobne gesty są bardzo wymowne. Na przykład, dzisiaj na wzgórzu, od piątej rano, była pewna grupa, która postanowiła ofiarować Matce Bożej tysiąc „Ave Maria”, w oczekiwaniu na orędzie. Grupa młodzieży będzie także dziś wieczorem, będzie całonocna adoracja, aż do świtu. Czujemy się niegodni tych wszystkich łask, które otrzymaliśmy od Matki Bożej.

 

O.L.: Pamiętam, że kiedy zaczęła się u was wojna, w pierwszym orędziu, w lipcu 1991 r., Matka Boża powiedziała, że to od waszej modlitwy zależy, jak długo potrwa ta wojna. Po jakimś czasie powiedziała, że wojna ciągle trwa, ponieważ mało się modlicie, a po czterech latach powiedziała, że ta wojna wkrótce się skończy, bo zaczęliście się modlić. Wydaje mi się, że dzisiejsze orędzie wyraża podobną myśl, bo Maryja mówi: niech wasza modlitwa będzie jeszcze mocniejsza, aby zamilkł każdy nieczysty duch podziału i wojny. To jest jak apel, byśmy modlili się o pokój więcej i bardziej  intensywnie.

M.: To prawda. Wiemy, że powinniśmy być mocni w modlitwie, bo Matka Boża powiedziała, że modlitwą i postem można oddalić nawet wojny. A zatem do dzieła!

O.L.: Mario, jak myślisz, jak długo potrwa ta wojna?

M.: Mam nadzieję, że potrwa krótko, mimo że wiele osób twierdzi, że nie widać końca. Zwłaszcza, kiedy rozmawia się z ludźmi. Dzisiaj przyszedł pewien ksiądz z Ukrainy, który w szczególny sposób modlił się o pokój. Sama jego obecność była wezwaniem do modlitwy. Zresztą, wszyscy wiemy, co mamy mówić. W czasie wojny na Bałkanach, Matka Boża powiedziała, że jeśli będziemy więcej się modlić, wojna potrwa krócej. Modliliśmy się, a Maryja wysłuchała naszych modlitw. Dzisiaj ta wojna jest tylko złym wspomnieniem, wiele rzeczy odbudowano, po wojnie już prawie nie ma ani śladu. Ale to zostało w sercu i w pamięci, dobrze wiemy, co znaczy wojna. Zawsze powtarzam: nigdy więcej wojny. Nie wolno dopuścić do wybuchu wojny, bo to coś najstraszniejszego, to sprawka szatana. Kiedy zaczęła się ta wojna, spotkałam się z abp Aldo Cavallim, wysłannikiem Papieża. Poszłam do niego, prosiłam, żeby coś zrobić, może napisać list, pójść drogą rozmów dyplomatycznych, może gdzieś pojechać. Nie wiem, z kim należałoby rozmawiać i powiedzieć: „Dość tego!”. Nie udało nam się to, ale dużo się modliliśmy.

Kiedy u nas była wojna, Mons. Tonino Bello pojechał do Sarajewa. Był wówczas chory na raka, ale pojechał tam, żeby się modlić, żeby powiedzieć, że chcemy pokoju. A dzisiaj to ja chciałabym wołać do całego świata, że chcemy pokoju. W Rosji, na Ukrainie – i nie tylko tam, ale we wszystkich krajach, gdzie znów powraca komunizm, gdzie panuje dyktatura. Wystarczy pomyśleć o Chinach czy Korei Północnej, o tych krajach, w których nie ma wolności. Lecz także w naszych krajach, nowoczesnych i rozwiniętych, budzi się dyktatura posługująca się tysiącem rozmaitych ideologii, które odbierają nam wolność słowa. A to nie pochodzi od Boga. To jest od szatana. Tam, gdzie nie ma wolności, gdzie nie ma demokracji – tam nie ma Boga. Bo Bóg jest wolnością, Bóg jest demokracją. Bóg jest dla nas wszystkim. Kiedy żyliśmy pod rządami komunizmu, przyszła Matka Boża i wyzwoliła nas.

Pamiętam, jak pojechałam do Rosji, niecały rok później padł Mur Berliński. Nieraz mówiłam w żartach, że też co nieco z niego ukruszyliśmy. Pamiętam, ile kościołów otworzyliśmy w czasie tej podróży do Rosji. Byłam wtedy młodziutka, bardzo szczupła. Papież Jan Paweł II powiedział, żeby jakiś ksiądz pojechał do Rosji, żeby wziął ze sobą kogoś z Widzących z Medziugorja, i żeby w łączności z nim został dokonany aktu poświęcenia. On był w Rzymie, my byliśmy w tym czasie w Rosji, w Moskwie. Ksiądz odprawił Mszę Świętą, z tekstem Liturgii  ukrytym w gazecie, z buteleczką na lekarstwa, która służyła mu jako kielich. To było zabronione – a jednak udało nam się odprawić Mszę Świętą.

Byłam gotowa nawet umrzeć. Powiedziałam wtedy: Panie Boże! Jeśli chcesz, żebym poniosła śmierć męczeńską – oto jestem. Tymczasem Pan Bóg nie chciał mojego męczeństwa. Chciał ode mnie męczeństwa codzienności, które mam przeżywać latami. On jeden wie, jak długo jeszcze. Jednak tamto doświadczenie było dla mnie tak ważne, tak piękne i silne, że do dziś noszę je w sercu, jako jedno z najważniejszych wydarzeń mojego życia. Pamiętam dojmujący chłód, zimno przenikające do szpiku kości, niezliczoną liczbę osób, z którymi się spotkaliśmy, a także jedność, której wówczas doświadczyliśmy.

Pamiętam jedno miejsce, gdzie pomiędzy kościołem katolickim i cerkwią prawosławną był rozpięty drut kolczasty. Prawosławni chcieli być obecni przy objawieniu, tak samo jak katolicy. A kto zdoła powstrzymać osobę, która pragnie przyjść i modlić się do Matki Bożej? Nikomu się to nie uda. Był tam ksiądz, z zachowania trochę podobny do filmowego Don Camillo, który upierał się przy tym, żebyśmy poszli na Mszę Świętą do kościoła. Ale było za dużo ludzi, żebyśmy mogli się pomieścić w kościele. W pewnym momencie poczułam w sobie takiego ducha, jak jakiś prorok. I powiedziałam: „Zabierzmy stąd ten drut kolczasty! Postawmy ołtarz na zewnątrz, wynieśmy wszystkie ławki i ustawy je tu, na trawniku”. I tak zrobiliśmy… Od ósmej rano do dziewiątej wieczorem ludzie przystępowali do komunii świętej, przyjmowali chrzest, sakrament bierzmowania, zawierali śluby… Ludzie dowiedzieli się, że przyjechał biskup z Watykanu, wysłany przez Papieża, że przyjechała z Medziugorja osoba, która widzi Matkę Bożą, że przyjechał proboszcz z Medziugorja.

To było jak Zesłanie Ducha Świętego. Ludzie płakali z radości. Pamiętam, jak wchodziliśmy do kościołów, które były pozamieniane na magazyny nawozów sztucznych… Ludzie w nocy malowali ściany, a za dnia, po 70 latach, przynosili figury Matki Bożej, Świętej Anny, Św. Józefa… żeby ustawić je z powrotem w niszach, z których zostały zabrane. Ci ludzie ryzykowali własnym życiem i narażali życie własnych rodzin, po to, żeby ukryć te figury i przechować je, przez 70 lat po to, aby mogły powrócić na swoje miejsce. Czynili to z wielkim nabożeństwem, z ogromną miłością. Te figury były przepiękne! Pamiętam je do dziś.

****

Sam bp Hnilica tak wspominał to wydarzenie:

Wszedłem do wnętrza kościoła św. Michała. Podszedłem do ołtarza, wyciągnąłem z torby komunistyczną „Prawdę” i rozłożyłem ją. Między stronami „Prawdy” znajdowało się „L’Osservatore Romano” z tekstem aktu poświęcenia Rosji przez papieża. Zacząłem się modlić: „Pod Twoją obronę uciekamy się… naszymi prośbami racz nie gardzić w potrzebach naszych!…”. […] Tam, w kościele na Kremlu, zjednoczyłem się z Ojcem Świętym i z wszystkimi biskupami świata i w łączności z nimi dokonałem aktu poświęcenia Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi. Potem udałem się do kościoła Wniebowzięcia Matki Bożej. Tam, przy Maryjnym ołtarzu, ponowiłem akt poświęcenia. Po drugiej stronie stał tron patriarchy. Położyłem na nim medalik i powiedziałem do Maryi: „Przyprowadź na ten tron, tak szybko jak to jest możliwe, prawdziwego patriarchę”. Znów wyciągnąłem z torby swą moskiewską „Prawdę” z „L’Osservatore Romano” wewnątrz, zjednoczyłem się duchowo z Ojcem Świętym i wszystkimi biskupami i raz jeszcze w skupieniu odmówiłem modlitwy.

W tym kościele odprawiłem nawet Mszę Świętą! Jak mogłem tego dokonać? Udawałem, że robię zdjęcia. Pusta fiolka po aspirynie służyła za kielich. Było w niej trochę wina i kilka kropel wody. Hostie znajdowały się w nylonowym woreczku. […] Łaciński formularz na uroczystość Zwiastowania znajdował się ukryty na stronach „Prawdy”. Być może po raz pierwszy ta gazeta zawierała całą prawdę – tekst o Zwiastowaniu Pańskim. Była to najbardziej wzruszająca Msza Święta w moim życiu. […] Odczuwałem wielką miłość Boga, Jego miłość i dobroć. Komunizm wydawał mi się tak niepozorną rzeczą; wszystkie niebezpieczeństwa były niczym, nie istniały w ogóle. Był tylko Bóg i Maryja. Podczas ofiarowania powtórzyłem akt poświęcenia Rosji Sercu Maryi.  

Działo się to 24 marca 1984 r., w wigilię uroczystości Zwiastowania Pańskiego, w czasie Nadzywczajnego Roku Jubileuszowego upamiętniającego 1950 rocznicę śmierci Pana Jezusa, gdy Jan Paweł II miał poświęcić świat i Rosję Niepokalanemu Sercu Maryi. Tego dnia bp Hnilica dostał się na Kreml, gdzie miał zwiedzać tamtejsze cerkwie: Sobór Archanielski i Sobór Zwiastowania. To właśnie w tej świątyni – w przeszłości kaplicy rosyjskich carów – odprawiona została katolicka Msza Święta, a Rosja została poświęcona Maryi.

 

O.L.: Wiadomo, że znaczna część mieszkańców Ukrainy to katolicy, wielu z nich pielgrzymowało do Medziugorja, pokonując trudności, które są dla nas niewyobrażalne. Teraz mierzą się z cierpieniem wręcz nie do pomyślenia... Matka Boża powiedziała w październiku: Bóg jest pokojem i wolnością. To wszystko, co tłumi wolność, nie pochodzi od Boga. Twoim zdaniem, jest nadzieja dla tego narodu?

M.: Ależ oczywiście! Jest nadzieja dla każdego z nas. Nawet dla grzesznika, który stoczył się na samo dno. Wszyscy jesteśmy wezwani do nawrócenia, a Matka Boża przybyła, aby nam pomóc, aby nas prowadzić. Przecież powiedziała, że słyszy nasz krzyk! Nieustannie powtarza, że jest z nami, że nas kocha, że słucha naszych modlitw, że czyni wszystko, aby nam pomóc. Wierzę głęboko, że także my staniemy się budowniczymi pokoju i niosącymi radość Zmartwychwstałego w nas i wokół nas. Dlatego, że modlimy się i wierzymy w siłę modlitwy.

O.L.: Modlitwa czyni cuda! Może powstrzymać nawet wojny, tak jak to miało miejsce w Bośni. To napełnia nas wielką nadzieją.

M.: Wiemy, że szatan istnieje. A szatan posługuje się różnymi ludźmi, myślą tylko o zbrojeniach i sprzedawaniu broni, a nie obchodzi ich, czy jest cokolwiek do jedzenia. Te osoby są diaboliczne. Ale wiemy, że jest wielu innych ludzi, którzy się modlą, którzy dostarczają żywność, niosą wszelkiego rodzaju pomoc. Niedawno telefonowali do mnie ludzie, którzy pojechali z pomocą humanitarną aż na Ukrainę. Opowiadali mi o wszystkim, w jaki sposób udało im się to zrobić, z Bożą pomocą. Jest mnóstwo ludzi, którzy czynią dobro! Jest takie powiedzenie, że jedno walące się drzewo robi więcej hałasu niż cały las, który rośnie. Mimo że dociera do nas tyle złych wiadomości, wierzę, że wśród ludzi wzrasta ogromny las dobra, dzięki Matce Bożej. Dobra, którym jest świętość, pokój, pomocna dłoń wyciągnięta do potrzebujących…

 

 

O.L.: Jednak ogólnie rzecz biorąc, jak się wydaje, społeczeństwo nie przyjmuje tej łaski obecności Matki Bożej. Albo ją ignoruje, albo pomija milczeniem, a jeśli już o tym mówi, to mówi źle. To bardzo bolesne dla tych wszystkich, którzy słuchają Maryi i odpowiadają na Jej wezwanie.

M.: Wierzę głęboko, że i ta sytuacja będzie miała swój koniec. Tam gdzie nie ma wolności – co bardzo często dotyczy także naszych polityków – tam nie ma pokoju. Oni nie mają w sercu ani pokoju, ani świętości. Nie zależy im na tym, by stać się wyciągniętymi rękoma gotowymi pomagać innym. Pochłania ich materializm, konsumpcja, pieniądz i władza. Ale przyjdzie czas i na nich.  Przyjdzie ten moment, kiedy ludzie będą chcieli wybrać kogoś, kto naprawdę nas reprezentuje. Nie chcę, aby reprezentował mnie jakiś zwolennik aborcji, bo jestem za życiem. Nie wybiorę jakiegoś lekkoducha, który myśli tylko o używaniu świata, bo nie lubię konsumpcjonizmu. Nie popieram tych, którzy oddali się diabłu i chcą cały naród pchnąć w szpony diabła. Jestem z tymi, którzy poświęcają Bogu, Matce Bożej, Najświętszemu Sercu Jezusa  i Niepokalanemu Sercu Maryi samych siebie, nasze rodziny, nasze miasta i cały naród.

Kilka lat temu byłam zdumiona, kiedy usłyszałam o tym, że amerykańskie miasto Maiami, dokonało aktu poświęcenia, za pośrednictwem Siostry zakonnej, która założyła pewną wspólnotę i skontaktowała się z Burmistrzem, mówiąc mu, że pragnie dokonać aktu poświęcenia miasta. Burmistrz przyjął tę myśl i to się dokonało! W nowoczesnym mieście, na Florydzie, która słynie z tego, że jest miejscem rozrywki i wypoczynku, gdzie nie brakuje kasyn i wszelkiego rodzaju światowych zabaw.

Pamiętam jak pojechałam kiedyś na Sycylię, do Syrakuz. Był tam wtedy Ojciec Matteo La Grua, który dokonał aktu poświęcenia. W momencie objawienia, akt ten został odczytany przez najważniejszego przedstawiciela władz państwowych całego Regionu Sycylijskiego. Matka Boża powiedziała wtedy: „Nie będziecie żałować tego co zrobiliście - ani wy, ani wasze dzieci, ani dzieci waszych dzieci!”. To było w Sanktuarium Matki Bożej Płaczącej w Syrakuzach. Krótko mówiąc, Matka Boża obiecała, że otoczy swą opieką trzy pokolenia. Mam nadzieję, że Sycylijczycy  zdecydują się odnowić ten akt. Pamiętam, że tego dnia szkoły były zamknięte, żeby mogli przyjść uczniowie. Przyszło mnóstwo młodzieży. Mam nadzieję, że w całych Włoszech, każde miasto, w osobie burmistrza, dokona aktu poświęcenia Matce Bożej, bo tak dalej być nie może!

Jeśli nie ma Bożego błogosławieństwa, jest przekleństwo. I to widać, choćby na przykładzie naszej pracy. Gdy ludzkiej pracy towarzyszy Boże błogosławieństwo, staje się dwa razy, albo i trzy razy owocniejsza. Nie ma wtedy zmęczenia. A bardzo często człowiek nieustannie pracuje, a i tak zarabia za mało i nie ma czasu na normalne życie. Tak jakby tylko dla tej pracy żył. A jeśli zaczyna swój dzień od modlitwy, od Bożego błogosławieństwa – wszystko wraca do równowagi. Właśnie tego brakuje dzisiejszemu człowiekowi. Nieraz jest tak, że człowiek haruje, tylko po to, żeby jak najwięcej zarabiać i jak najwięcej wydawać. Zapełnia szafy ubraniami, aż pękają w szwach. Czy to jest normalne? Nie. Właśnie dlatego Matka Boża do nas przyszła: żeby nam powiedzieć, że musimy zaprowadzić porządek w swoim życiu, że mamy postawić Boga na pierwszym miejscu – a dopiero potem przychodzi wszystko inne.

O.L.: Matka Boża powiedziała, że pokój został naruszony, a szatan chce niepokoju, mimo to wydaje mi się, że perspektywa, którą przed nami roztacza jest pełna nadziei: odwagi! Módlcie się! Starajcie się iść drogą świętości, a będziecie szczęśliwi. Niech dobro zapanuje w waszym sercu, a zwyciężycie. Wydaje mi się, że taka perspektywa napełnia nas otuchą.

M.: Dokładnie! Dlatego mówię: odwagi! Matka Boża patrzy na nas. Dziękuje nam i dziękuje Bogu za każdego z nas. Musimy być ludźmi, którzy idą przez życie z Bogiem i z Maryją, którzy mają radość w sercu i wierzą, że dla Boga wszystko jest możliwe, ludźmi, którzy wierzą, że Bóg jest naszym pasterzem i że niczego nam nie zabraknie. Jeśli jesteśmy z Bogiem – jesteśmy silni i radośni. Matka Boża wciąż nam przypomina, że w naszych myślach i w sercu powinniśmy nosić radość Jezusa Zmartwychwstałego, a nie zło czy jakieś myśli samobójcze.

Nieraz słyszę skargi matek, które mówią: „Mój syn jest zawsze na nie… jest zamknięty w sobie, nie potrafi cieszyć się życiem, nie ma nadziei…”. Jak to możliwe? Jesteśmy chrześcijanami, a chrześcijanin to człowiek nadziei, radości, chętnie pomagający innym… Pamiętam jak w czasie pandemii covid przyjechała pewna grupa Polaków. Mówili, że jeśli któryś z nich potrzebuje pracy, dwoją się i troją, żeby mu pomóc. Dopóki nie znajdzie nowej pracy, wspomagają go finansowo. Było widać, że to zwarta, zgrana grupa ludzi. Mówili, że są dla siebie jak bracia.

Niedawno rozmawiałam ze znajomym z naszej grupy modlitewnej. Teraz jest ojcem pięciorga dzieci. Jeden z jego synów, wspaniały, radosny chłopak, postanowił zostać zakonnikiem.  Przyjechał do domu na Wielkanoc i po południu powiedział do ojca: „Tato, idę do moich braci”. Ojciec na to: „Przecież twoi bracia są w pokoju obok. Nie musisz nigdzie wychodzić”. „Ale ja idę odwiedzić moich braci, którzy są na plebanii”. Stajemy się braćmi w Bogu. Ten chłopak czuje się bratem innych braci zakonnych – stał się bratem dla nas wszystkich. Podobnie jak Ojciec Slavko. Był dla nas wszystkich bratem i ojcem, był naszym spowiednikiem. Był człowiekiem, który wybrał świętość. Kiedy człowiek należy do Boga, staje się własnością wszystkich. Na tym polega piękno powołania, kapłaństwa, piękno chrześcijanina. Człowiek przestaje się skupiać na własnym „ja”, tylko pozwala, aby Bóg działał w jego wnętrzu. Wówczas staje się wyciągniętymi rękoma, przenika go Duch Święty, który tchnie kiedy chce i gdzie chce, stajemy się radosnymi nosicielami pokoju i świadkami Jezusa Zmartwychwstałego. I tego chce od nas Bóg!

 

O.L.: Od razu widać, że zbliżają się Zielone Świątki, bo dało się odczuć podmuch Ducha Świętego!

M.: Na koniec pragnę powiedzieć, że modlimy się szczególnie za wszystkich chorych, za te osoby, które nie mają nadziei, za młodych ludzi, którzy są zagubieni, nie mają Boga w sercu. Módlmy się wspólnie, a Bóg nas wysłucha. Módlmy się także za tych, którzy są przykuci do łóżka, zrozpaczeni, za tych wszystkich, którzy potrzebują przede wszystkim spotkania z Bogiem, który daje nadzieję.

 

 

 

     
  • Bieżące wydanie w formacie PDF "Echa Medziugorja" zawiera tylko 1 stronę wydania papierowego. Osoby zainteresowane otrzymywaniem pełnej wersji „Echa” drogą elektroniczną, proszone są o podanie swoich danych ... (czytaj więcej)